Przesłuchania w Hadze - Izrael oskarżony o ludobójstwo
W tych dniach trwają gorączkowe obrady 17 sędziów w Międzynarodowym Trybunale Sprawiedliwości w Hadze. Oskarżenie Republiki Południowej Afryki wobec Izraela jakoby intencjonalnie planował lub już dokonywał zbrodni ludobójstwa w Strefie Gazy stawia Izrael w bardzo złym świetle w świadomości opinii międzynarodowej. I najwyraźniej o taki efekt chodziło. Paradoksalnie jednak może to być szansa dla Izraela (nie duża, ale jednak) na to, by po raz pierwszy w historii oddać głos zapisom prawa, które w sposób jednoznaczny definiuje, co jest, a co nie jest obrzydliwą zbrodnią ludobójstwa. Określenie to jest rzucane na prawo i lewo przez użytkowników Internetu, ale co bardziej szkodliwe czasem także przez dziennikarzy szanowanych wydawnictw i kanałów telewizyjnych. Podczas trwających ok 7 godzin przesłuchań zarówno oskarżenie jak i obrona zaprezentowały wysoki poziom przygotowania prawnego. W skład trybunału wchodzą sędziowie z takich krajów jak: Stany Zjednoczone, Japonia, Francja, Niemcy, ale i Maroko, Liban, Rosja, Somalia, Uganda, Jamajka i Brazylia. W tej chwili na pewno nie jest to grono, które w większości politycznie wspiera Izrael w ogóle, nawet przed tragicznymi wydarzeniami sprzed 3 miesięcy.
Jeśli chodzi o motywacje powoda to trzeba zaznaczyć, że nie są one przypadkowe. Republika Południowej Afryki ma długie i ciepłe relacje z organizacją terrorystyczną Hamas, odziedziczone po ciepłych i serdecznych relacjach Nelsona Mandeli z Yasserem Arafatem z czasów gdy pokój rysował się horyzoncie. Kiedy Nelson Mandela został prezydentem Południowej Republiki wznowił stosunki dyplomatyczne z Izraelem zastrzegając, że te relacje będą chłodne o ile nie powstanie wolne Państwo Palestyna. I takie były przez lata.
Jeszcze tego samego dnia - 7 października, kiedy trwały walki pomiędzy bojownikami Hamasu a zaskoczonym wojskiem i policją w Izraelu, Minister Spraw Zagranicznych RPA Naledi Pandor opublikowała wezwanie do "zaprzestania przemocy, obrony Meczetu Al Aksa oraz zaprzestania nielegalnej okupacji Ziemi Palestyńskiej." Ani słowa na temat rzezi w kibucach, spalonych domów, zastrzelonych uczestników pokojowego festiwalu oraz na temat oczywistej zbrodni wojennej - uprowadzenia ponad 240 zakładników, głównie cywilów. Kilka dni później Minister odbyła serdeczną rozmowę z jednym z przywódców Hamasu a jeszcze w październiku odbyła podróż do Teheranu. W spolaryzowanym dziś Bliskim Wschodzie wyraźnie zaznaczają się unie i koalicje.
Z oczywistych względów wezwanie Izraela na przesłuchanie przed Trybunał w Hadze z oskarżeniem o najohydniejszą zbrodnie jest sporym wyzwaniem emocjonalnym w morzu innych wyzwań z jakimi mierzą się Izraelczycy od 3 miesięcy. Mimo, że świat szybko otrząsnął się po izraelskiej tragedii i większość uwagi poświęca ofiarom i tragedii w Strefie Gazy, mieszkańcy Izraela wciąż opłakują zamordowanych 7 października, ginących codziennie na froncie żołnierzy oraz są targani nieustannym terrorem psychologicznym jaki funduje im Hamas przetrzymując nadal 136 zakładników. Podczas, gdy każde działanie militarne w Strefie Gazy jest konsultowane z prawnikami, by właśnie uniknąć zarzutów o prowadzenie wojny bez zasad, Hamas w najlepsze omija wszelkie prawa, humanitaryzm i łamie wszystkie możliwe konwencje. Hamas prowadzi wojnę bez zasad, ale to Izrael zostaje wywołany do odpowiedzi. Izraelczycy wciągnięci w niechcianą, długą i wyczerpującą pod każdym względem wojnę na 6 frontach (Gaza, Zachodni Brzeg, Hezbollah, Iran, Irak i Jemen) czują się po prostu przygnieceni reakcją świata i nie potrafią uciec od porównań sprzed wieku. Antysemityzm wybuchł na całym świecie z niesamowitą mocą. Wojna w Strefie Gazy wyciągnęła go tylko z podświadomości. Nie chodzi o pewność wygranej w Hadze (ten zapewne będzie trwał kilka lat) ani o krystalicznie czystą opinię na temat izraelskiego rządu i działań wojska. Żadne państwo takiej opinii nie posiada. Chodzi o wyrok, który został wydany już w pierwszych tygodniach wojny. Każdej wojny na przestrzeni ostatnich 16 lat z Hamasem w Strefie Gazy.
Proces na Tiktoku już za nami
W czasach, gdy większość młodych ludzi czerpie wiedzę o świecie i ważnych wydarzeniach z mediów społecznościowych - 15 sekundowych rolek, szokujących i kontrowersyjnych artykułów (tylko jako takie przebiją się w algorytmach) przeniesienie dyskusji na poziom żmudnego procesu, w którym obydwie strony muszą dostarczyć dowody, a następnie dokonać ich rzetelnej analizy będzie nie lada wyzwaniem.
Według najnowszych badań przeprowadzonych przez Generation Lab na 1323 użytkownikach TikToka z Ameryki w wieku poniżej 30 lat z 47 stanów, na każdy 1 proizraelski hasztag przypada średnio 54 hasztagi propalestyńskie. 5 najpopularniejszych hasztagów na platformie społecznościowej TikTok to hasztagi propalestyńskie. Ponadto, to samo badanie wykazało korelację pomiędzy czasem spędzanym na platformie TikTok a ryzykiem zinternalizowania antysemickich postaw. Inaczej mówiąc spędzając przynajmniej 30 min na Tiktoku wzrasta ryzyko dla antysemickich i antyizraelskich poglądów o 17%. Badania rzecz jasna, dotyczą społeczności młodych ludzi w Stanach Zjednoczonych. Można jednak spodziewać się podobnych rezultatów także w Europie, biorąc pod uwagę to co dzieje się na ulicach Londynu, Paryża czy Genewy.
Co ciekawe, badanie ujawnia także, że kontent propalestyński w ponad 50% powstaje nie w Strefie Gazy czy na Zachodnim Brzegu czy samych Stanach Zjednoczonych, ale w stosunkowo dalekich pod wieloma względami takich państwach jak Indonezji, Pakistanie czy Malezji. Co jeszcze bardziej zaskakujące hasztag "freepalestine" jest najczęściej wyświetlanym hasztagiem także w Izraelu.
Mając powyższe na uwadze, próba przełamania tej nierównowagi wobec tsunami półprawd i fake newsów obecnych w Internecie wydaje się wysiłkiem na miarę mitycznego Syzyfa.
Werdykt w mediach społecznościowych został wydany niemal natychmiast i niestety nierzadko z pobudek antysemickich i historycznej niechęci do Izraela, a nie na podstawie racjonalnej analizy skomplikowanej sytuacji jaka powstała po 7 października (a także na przestrzeni 75 lat).
Twórcy treści jednego dnia o kremach, drugiego dnia o wojnie
Tak wielu popularnych twórców w Internecie, także polskich nie zająknęło się słowem na temat zamordowanych, gwałconych, palonych i torturowanych Żydów, Arabów czy Tajlandczyków. Ci sami twórcy przystąpili do antyizraelskiej propagandy od pierwszego dnia odpowiedzi militarnej Izraela w Gazie. To przemilczenie jednej tragedii, która wywołała drugą nie mieści się w głowie. Ja mieszkam w Izraelu, jestem Izraelką. Moje konto i treści nigdy nie będą bezstronne i nigdy nie obiecywałam, że będą. Co innego osoby z zewnątrz, osoby sławne, chcące wywierać wpływ na opinie innych ludzi. Ci powinni mieć umiejętność co najmniej wyważonej oceny lub przynajmniej reagowania na dziejącą się niesprawiedliwość tu i teraz. Niech to będzie krytyka obydwu stron, jeśli na to zasługują lub pochwała, jeśli robią coś pozytywnego. Na większości tych kont 7 i 8 października panował "dzień jak co dzień", natomiast później zaczęła się już tylko agresywna i oszczercza krytyka tego, co Izrael robił w odpowiedzi na atak.
Przy tej okazji chciałabym także podkreślić, że większość z nas, przeciętnych zjadaczy chleba ma blade pojęcie na temat standardów i strategii prowadzenia wojny. Wiemy tylko ze zdjęć, że jest to rzecz straszliwa. Zarazem to, że wojna przynosi śmierć, zniszczenie i cierpienie nie musi koniecznie oznaczać, że Izrael czy inny kraj dopuszcza się zbrodni wojennych czy czystki etnicznej.
Zbyt wiele treści jest powielanych przez tysiące kont bez weryfikacji ich rzetelności. Ciekawym, ale i negatywnym przykładem było paskudne zdjęcie reklamowe jednej z izraelskich firm budowalnych, która specjalizuje się w projektach na terenach spornych na Zachodnim Brzegu. Zdjęcie przedstawiało wizualizację projektu mieszkaniowego na gruzach w mieście Gaza, z widokiem na morze. Zdjęcie rozpaliło media społecznościowe do tego stopnia, że gazeta Haaretz kilka dni później musiała wyraźnie napisać, że to strategia marketingowa prywatnej firmy, że to nie jest to ani kierunek, w jakim idzie rząd ani nawet kwestia dyskusyjna. Izraelski rząd nie ma zamiaru przejmować kontroli terytorialnej nad Strefą Gazy ani budować tam żydowskich osiedli. Co więcej nie ma także społecznej legitymacji dla takich zapędów, czyli krótko mówiąc nie jest to wola większości Izraelczyków, a raczej marzenia senne radykalnej mniejszości. Użytkownicy sieci, w tym wiele influencerów histerycznie uznało, że takie plany i projekt mają miejsce w rzeczywistości, bo przecież widzieli sugestywną grafikę. Damage is done, czyli szkoda się już stała i się nie odstanie. To zdjęcie jak i wiele innych krąży w sieci jako narzędzie kumulowania i tak już ogromnej nienawiści wobec Izraela. Przeciętny odbiorca treści nie ma ani możliwości ani nawet motywacji, by weryfikować takie informacje. Bierze za pewnik to, co współgra z wcześniej przyjętą już opinią. Zgadzam się z Tobą - takie zdjęcie nie powinno w ogóle powstać i poza zgłoszeniem tego zdjęcia na Instagramie oraz na izraelskiej platformie "digital dome" (walczącej z fake newsami) jestem zażenowana, że owszem są ludzie, których to bawi i do których to przemawia. Tak, są tacy ludzie w Izraelu. Różni ludzie są w Izraelu.
Dlaczego Izraelczyków nie obchodzi masakra w Strefie Gazy?
To pytanie jest zadane z sugestią, jakoby Izraelczycy byli zupełnie nieczuli i bezduszni na krzywdę cywilów w Strefie Gazy. Takie pytania i komentarze otrzymuję często na Instagramie od czytelników. Zbulwersowani obserwatorzy domagają się z mojej strony jak i całego Izraela więcej empatii i współodczuwania wobec tragedii w Strefie Gazy. Rozumiem, że ja jestem tylko personą, wobec której kierowane są zarzuty i negatywne emocje. Najczęściej nie biorę tego osobiście, ale czasem jestem w szoku jak ograniczona jest umiejętność postawienia się w czyjej sytuacji. A mianowicie mam wrażenie, że od Izraelczyków wymaga się, by pomieścili wszystkie tragedie swoje i cudze, zawinione i niezawinione.
My Izraelczycy jesteśmy obecnie tak zaangażowani we własne cierpienie, lęk, gniew, nierozwiązywalne dylematy moralne w cieniu poważnego kryzysu politycznego, że zwyczajnie uciekamy się do stosowania mechanizmów obronnych, by nie zwariować. Tak robi każdy z nas. Ty też.
Ale...
To w najmniejszym stopniu nie oznacza, że postrzegamy śmierć palestyńskich cywilów jako coś pożądanego. Jeśli ktoś tak uważa powinien sprawdzić czy przypadkiem nie projektuje na nas jakiś swoich własnych lęków i problemów. Często rozmawiam o tym ze znajomymi w Izraelu, choć muszę przyznać, że nie są to łatwe rozmowy. W odpowiedzi zwykle słyszę dwa połączone ze sobą zdania: Celem był i jest tylko Hamas. Śmierć cywilów nigdy nie jest celem, ale zdarza się, że giną niewinni ludzie z uwagi na szereg czynników utrudniających walkę. A drugie zdanie zwykle skorelowane z pierwszym brzmi: "7 października zaatakował nas Hamas ale i zwykli ludzie, cywile. Skąd ja mam wiedzieć teraz kto jest dobry a kto jest gotowy zabić?".
Wczoraj spotkałam się z koleżanką z Jerozolimy, religijną Megan, której mąż od 7 października jest w Gazie. Ona nawet nie pyta gdzie on dokładnie się znajduje, w ogóle o nic nie pyta. Mąż dzwoni raz na kilka dni, czasem raz na 10 dni. Pytam ją czy to znaczy, że nie ma zasięgu jak dzwoni? A ona na to: nie wiem, nigdy nawet nie próbowałam dzwonić. Kontakt jest tylko w jedną stronę. Od tamtego czasu był w domu 2 razy po 48 godzin. Megan i jej mąż Ahia mają 5 dzieci.
Dni, w których na moim telefonie z samego rana nie pojawia się wiadomość o poległych w Strefie Gazy żołnierzach należą do rzadkości.
Nikt nie może obwiniać Izraelczyków, że obecnie stawiają na pierwszym miejscu bezpieczeństwo własnych dzieci i rodzin. Nie ma chyba jednej rodziny w Izraelu, która po 7 października nie analizowałaby drogi ucieczki, obrony, zachowania, gdyby to w jej otoczeniu znaleźli się terroryści z Hamasu. Nie ma. O tym też rozmawiałyśmy z Megan, która mieszka obok dzielnicy arabskiej w Jerozolimie. Każdy z nas musiał się zmierzyć z bezsenną nocą, podczas której musiał wyobrażać sobie, co by zrobił gdyby... Jak ochroniłby swoje dzieci? Czy lepiej skoczyć z okna z pokoju dzieci z 1 piętra czy szukać schronienia w domu, może na strychu? Czy odległość od drzwi wejściowych (które wystarczy mocniej kopnąć, by je wywarzyć) do sypialni pozwoliłaby mi na wykonanie telefonu do służb, na znalezienie schronienia? Czy może jednak lepiej mieć broń na wszelki wypadek? A może nóż? Nie mam schronu. Jest schron 100 metrów od domu. Czy zdążyłabym tam pobiec? Czy byliby tam już inni mieszkańcy? Czy byłoby miejsce? Minęły trzy miesiące, a ja wciąż kiedy biorę prysznic lub kiedy kładę się spać myślę o alarmach przeciwrakietowych. Każdy reaguje inaczej. Niektórzy zupełnie odcinają się od wiadomości jakichkolwiek, inni upatrują w nich jakiejś formy kontroli.
Zmagamy się z terrorem także od wewnątrz. Żeby nie szukać przykładów daleko przedwczoraj (15.01.24) mieszkaniec Hebronu przebywający nielegalnie na terenie Izraela przeprowadził atak terrorystyczny wjeżdżając w grupę ludzi stojących na chodniku. Jedna kobieta nie żyje, kilkanaście zostało rannych. Tydzień temu Shin Bet (wewnętrzna Służba Bezpieczeństwa) namierzył jednostkę ISIS, która przygotowywała się do ataku terrorystycznego w Jerozolimie.
Jednocześnie trwa żarliwa dyskusja, by wpuścić do pracy ponad 100 tysięcy pracowników palestyńskich z Zachodniego Brzegu, którzy od 3 miesięcy nie mają środków, by utrzymywać swoje rodziny. Społeczeństwo się boi i można to zrozumieć. Izraelskie władze zdają sobie sprawę ze związku przyczynowo - skutkowego pomiędzy jeszcze większą biedą i brakiem perspektyw a radykalizacją i późniejszym terrorem. Nasze wybory w Izraelu od dłuższego czasu są tylko między młotem a kowadłem. Albo wpuścimy i zaakceptujemy fakt, że jakiś niewielki procent z przybywających pracowników przeprowadzi ataki terrorystyczne albo skażemy się na wybuch bomby z opóźnionym zapłonem. Oczywiście najlepszym rozwiązaniem byłoby utworzenie Państwa Palestyńskiego, przy czym nie ma zgody w zakresie tego, kto miałby reprezentować Palestyńczyków, bo jeśli o nas chodzi nie ma mowy o tym, by był to Hamas, a ten właśnie ma największe poparcie w tej chwili na Zachodnim Brzegu.
Terror trwa w najlepsze, na co dzień od 3 miesięcy. Przedwczoraj Hamas opublikował kolejne nagranie z udziałem porwanych, w tym 23 letniej Noi, której terminalnie chora matka błaga, by mogła ją jeszcze odzyskać przed śmiercią. Pod koniec filmu pojawia się napis, że los tych trzech zakładników poznamy jutro. Jeszcze tego samego dnia wieczorem Idf poinformował, że dwóch mężczyzn z nagrania Itai Svirsky i Yossi Sharabai zostało zgładzonych w niewoli.
Jeden z najcięższych dylematów dotyczy dwóch wykluczających się celów strategicznych wojny w Gazie: pokonanie Hamasu i uwolnienie zakładników. Hamas trzyma przy życiu zakładników, w tym roczne niemowlę i 4 letniego chłopca i wielu innych jako swoją polisę ubezpieczeniową. Kto i na jakiej podstawie ma podjąć decyzję o rezygnacji z jednej misji na rzecz drugiej?
To nie pierwsze i nie ostatnie nagranie z udziałem porwanych. Można się spodziewać, że mając w niewoli 136, których historie zna niemal każdy Izraelczyk, Hamas będzie manipulował i terroryzował Izraelczyków jeszcze przez długi czas.
Izraelski dziennik Haaretz (ale nie tylko) codziennie dba o to, by poza oczywistymi informacjami o wojnie pojawiały się także zdjęcia i refleksje na temat warunków życia cywilów w Strefie Gazy w czasie tej wojny. Dziennikarze przytaczają konkretne ludzkie historie, by mimo wszystko dotrzeć do naszej świadomości, by nie dopuścić do kompletnej izolacji emocji. Pomimo, że pole manewru dla naszych działań nie jest szerokie, powinniśmy wiedzieć co się dzieje w terenie. Każdy jest w stanie tyle przyjąć ile pomieści w tej chwili jego stan emocjonalny. Uważam, że to najwyższa wartość dziennikarstwa. Przekazywanie stanu faktycznego z całym tragizmem. Jest to zwycięstwo demokracji, człowieczeństwa, humanizmu, które odróżnia nas od terrorystów i ich propagandy. Jestem świadoma, że dla wielu ludzi to jest za dużo do dźwignięcia, że to nas osłabia, bo porusza czułe struny, które w obliczu napaści i zagrożenia nie sprzyjają maksymalnej mobilizacji do walki. Moim przywilejem jest pisać o tym rozważania, a nie podejmować decyzję w terenie...
Według badań przeprowadzonych przez Uniwersytet w Hajfie około 60% mieszkańców Izraela nie mających bezpośrednich relacji z zamordowanymi i porwanymi także cierpi na poważne zaburzenia stresowe (ASD), które nierzadko stanowią preludium do Syndromu Stresu Pourazowego (PTSD).
102 dni, 2448 godzin, 146 880 minut
Ponad 100 osób zostało wypuszczonych w trakcie 7 dniowego zawieszenia broni na początku grudnia. Powoli, w swoim tempie i gotowości do dzielenia się, kolejni "odzyskani porwani" opowiadają o swoim doświadczeniu podczas 50 dni w niewoli. Dopiero teraz dociera do nas, z jak wielkim cierpieniem psychicznym zmagali się Ci ludzie przez każdą minutę pobytu w piekle na ziemi. Jedni byli trzymani w klatkach, inni w tunelach i bunkrach bez dostępu do światła dziennego. Ktoś inny był przetrzymywany zupełnie sam, inni byli przetrzymywani w większych grupach. Jedni przez 50 dni nie mieli dostępu do prysznica, mycia zębów, mogli skorzystać z toalety tylko za pozwoleniem, bez leków. Inni byli bici i nie wolno im było rozmawiać, nawet szeptem. Były osoby, którym pozwolono słuchać radia. Większość z porwanych - dzieci i dorosłych przed porwaniem widziała straszliwe sceny egzekucji członków swojej najbliższej rodziny i palone domy swojego kibucu. Z tymi obrazami i niepewnością, co stało się potem ich świat się zatrzymał w tunelu w Gazie. Jedna z nastolatek Yahel (lat 13) uprowadzona z Kibucu Beri zdradziła, że myślała, że będzie tak żyła w niewoli do końca życia, że nie ma nadziei na uwolnienie, że nie ma w ogóle takiej opcji. Jak straszna może być perspektywa nastolatki i jak sądzę wszystkich porwanych, że będą żyć, dopóki Hamas pozwoli im żyć, lub dopóki nie uderzy w nich izraelska bomba. Daniela Aloni, która była przetrzymywana ze swoją 6 letnią córką i siostrą Sharon, powiedziała w wywiadzie dla telewizji N12, że kiedy słyszały strzały i język arabski pod drzwiami: zwróciła się do córki słowami: "bardzo mi przykro kochanie, ale umrzemy. Lepiej umrzeć od kuli niż udusić się w płomieniach".
Wszyscy porwani, którzy udzielili wywiadów zgodnie twierdzili, że czas się niemiłosiernie dłużył, co potęgowane było przez ciągłe poczucie głodu i brak prawdziwego snu. Wielu z porwanych było poważnie rannych w trakcie porwania. Przeszli wprawdzie operacje (oczywiście bez znieczulenia) ale musiały być one przeprowadzone ponownie po powrocie, ponieważ okazywało się, że były one źle wykonane lub były przeprowadzone przez... weterynarza. Nie brakuje sygnałów od uwolnionych świadczących o tym, że pozostałe kobiety przebywające nadal w Gazie doświadczają na co dzień tortur psychicznych oraz przemocy seksualnej i fizycznej. To nie domysły, to zeznania kilku świadków. Przez wzgląd na dobro rodzin nie są ujawniane żadne personalia. Ponieważ systemowo porywane były całe rodziny, małżeństwa, rodzice i dzieci, wielu uwolnionych pozostawiło za sobą swoich braci, ojców, matki. Ich piekło osobiste się skończyło, by przejść w inny rodzaj piekła - strach o to, że nikt poza nimi nie wróci żywy z Gazy. Dziś mija 105 dni, podczas których 136 zakładników nadal przebywa w niewoli. Los większości z nich jest nieznany. Nie wiemy, czy żyją, w jakim są stanie, czy otrzymali pomoc medyczną jak na przykład Hersh Polin - rażony granatem, który stracił 7.10 część ręki. Widać to na nagraniach z kamer kibucu. Jego matka od 105 dni lobbuje każdego dnia w każdym możliwym medium poruszając serca ludzi na całym świecie. Niesamowita jest siła matek, to one są głównymi mówcami w mediach, to one krzyczą, płaczą i błagają o powrót dzieci. Jeżdżą po świecie, demonstrują, rozmawiają z prezydentami, premierami, organizacjami humanitarnymi. Pomocą może być dobre słowo, podpisanie petycji, dotacja poprzez zakup jednego z przedmiotów na stronie Bring Them Home. Z tych środków fundowane są podróże do innych krajów, by lobbować na rzecz uwolnienia 136 zakładników.
Jestem pewna, że odbiorcy moich treści są nieco znudzeni ciągłym przypominaniem o zakładnikach. Ile można? Nie wiem. Mam nadzieję, że ani jednego dnia więcej. Rzeczywistość jest jednak zupełnie nie po naszej myśli.
W minioną niedzielę wybrałam się na tzw. plac porwanych pod Muzeum Sztuki w Tel Awiw. Podczas 24 godzinnej demonstracji przez plac przewinęło się ponad 300 tysięcy ludzi. Na środku zbudowano atrapę tunelu, by choć minimalnie odtworzyć warunki, w jakich przetrzymywani są zakładnicy. Ludzie w różnym wieku, z różnymi chorobami, wreszcie z różną kondycją psychiczną.
Największą empatię i uwagę otrzymuje rodzina Bibas, mama, tata, roczne niemowlę i 4 miesięczny chłopiec. Od ponad miesiąca nic nie wiadomo na temat ich sytuacji, poza tym, że byli trzymani oddzielnie, a Hamas ogłosił, że dzieci i matka już nie żyją. IDF nie potwierdziło tej informacji. Wielokrotnie zdarzało się, że informacje o zabitych przekazywane przez Hamas czy Islamski Dżihad nie są wiarygodne.
Nie mam optymistycznych myśli na koniec. Dyskusja w kraju na temat losu Hamasu i zakładników zaostrza się i możliwe, że także w tej kwestii nie będziemy w stanie dojść do porozumienia jako społeczeństwo. Zarys kolejnego rozłamu czai się na horyzoncie. Zaakceptowanie Hamasu jako organizacji rządzącej w Strefie Gazy po obecnej wojnie jest podpisaniem zgody rzeczywistość rodem z 7.10, na co nikt przy zdrowych zmysłach pozwolić nie powinien.
Z kolei zaakceptowanie sytuacji, w której zakładnicy nigdy nie wrócą do domu i poświęcimy ich niejako jako cenę za zgładzenie, uczciwej byłoby powiedzieć, próbę zgładzenia Hamasu jest wypowiedzeniem kontraktu pomiędzy obywatelami a państwem i przepisem na katastrofalne w skutkach osłabienie morale izraelskiego społeczeństwa.
Te i inne pytania
W pokoju siedzi także inny wielki miś, o którym trudno w ogóle dziś rozmawiać, a mianowicie - w jaki sposób, kiedy i na jakich warunkach miałoby powstać przyszłe Państwo Palestyńskie. Wiemy, że nie Hamas, a więc co? Urzędujący w Autonomii Palestyńskiej Fatah nie ma poparcia wśród Palestyńczyków, a na Zachodnim Brzegu poparcie dla Hamasu jest ponad 3o% wyższe niż w Strefie Gazy. Na horyzoncie nie ma żadnego pokojowego kandydata na przywódcę. Powiedzmy sobie uczciwie, że nie ma pewności czy po izraelskiej stronie obecnie taki jest. Najnowsze sondaże wprawdzie wskazują na odsunięcie Likudu i Netanyahu od władzy (gdyby wybory odbyły się dzisiaj), ale nie jest wcale powiedziane, że opozycja będzie miała narzędzia i poparcie społeczeństwa by kreślić wspólną przyszłość po tym co już się wydarzyło i wciąż trwa.
Jak wspomniałam wcześniej Izrael prowadzi obecnie wojnę na 6 frontach: z Hamasem w Strefie Gazy, na północy z nieustannie atakującym Hezbollahem, na Zachodnim Brzegu z komórkami Hamasu, Islamskiego Dżihadu i ISIS, na południu i za pośrednictwem Stanów Zjednoczonych z proxy Iranu ruchem Huti w Jemenie i milicją w Iraku oraz z Iranem. Każdy z frontów charakteryzuje się swoją specyfiką i niemałymi wyzwaniami. W pogrążonym w chaosie i głodzie Jemenie, mieszkańcy otrzymali propozycję wynagrodzenia w wysokości 100 USD za miesiąc w zamian za dołączenie do zbrojnego ruchu Huti, fundowanego przez Iran. Jak tani jest terror? Huti nieustannie atakuje statki towarowe na Morzu Czerwonym oraz rzadziej wysyła drony i rakiety w kierunku miasta Ejlat.
Jeśli ktoś nadal uważa, że Izrael to tylko problem lokalny, stricte związany z konfliktem Izraelsko - palestyńskim to nadszedł czas, by otworzyć nieco szerzej oczy. Każdy z frontów Izraela jest także ideologicznie frontem przeciwko szeroko pojmowanemu Zachodowi. Każda z tych organizacji: Hamas, Islamski Dżihad, ISIS, Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej w Iranie, milicje w Iraku i działające z ramienia Iranu ugrupowanie Huti wyznają tą samą ideologię: Śmierć Żydom, śmierć Izraelowi, śmierć Zachodowi i jego wartościom. To nie moja bujna wyobraźnia a oficjalny statut tych organizacji i państw/reżimów, które stanowią zagrożenie dla całego świata zachodniego.
Atak 7 października był największym atakiem terrorystycznym w historii Izraela, trzecim największym atakiem terrorystycznym na świecie od 1970 roku i dniem, w którym zginęło najwięcej Żydów w ciągu jednego dnia od II wojny światowej.
Chcesz otrzymywać unikalne wiadomości ode mnie o tym się dzieje z nami i w Izraelu? Zapisz się do Newslettera
Spodobał Ci się ten i inne artykuły? Możesz wspierać moje pisanie wirtualną kawą lub zakupami w moim skromnym sklepie internetowym.
Zachęcam także do odwiedzenia sklepu. Szczególnie polecam zestawy z kultowymi perfumami z Jaffy, które mogą dotrzeć do Ciebie w ciągu kilku dni lub klasyczne łańcuszki pozłacane z Judaiką, wysyłane z Izraela do 10 dni.
”Śmierć cywilów nigdy nie jest celem, ale zdarza się, że giną niewinni ludzie z uwagi na szereg czynników utrudniających walkę.”
Zamordowanie 30 tysięcy cywili nie jest „zdarzeniem się” tylko systematycznym ludobójstwem. Przypadkowe i nieuniknione śmierci cywilne są oczywiście efektem każdej wojny, ale nie przy obecnej skali. Izrael wygra tę wojnę militarnie, ale straci wszystko, co budował od 1947 roku. Macie łatkę nowych nazistów.
Dziękuję za Twój wpis. Masz rację jest emocjonalny, z Twojej perspektywy. Mam inne zdanie na temat stwierdzenia "Werdykt w mediach społecznościowych został wydany niemal natychmiast i niestety nierzadko z pobudek antysemickich(...)". Mieszkam w Warszawie. W środowisku dalekim od antysemityzmu, rasizmu, itp. ludzie są naprawdę otwarci i 7 października naprawdę ich zszokował. Wsparcie mentalne wobec Izraela było ogromne. Po tym jednak, co rząd Izraela wyprawia z cywilami w Gazie, po tym jak bezczelnie mówią o zasiedlaniu terenów Gazy Izraelczykami, nawet najtwardsi Izraelofile odpuścili. Tak się nie da. Widzę też, że bez problemu są w stanie oddzielić to co robi Izraelski rząd od reszty Izraelczyków (czego chyba nie potrafią Izraelczycy, bo ci w mediach społecznościowych powtarzają Gazańczycy=Hamas). Jakże dalekie to jest od…