Za mną dwa tygodnie pełne nieoczekiwanych wrażeń.1 lipca pojechałam do Izraela, żeby prowadzić wywiady z Izraelczykami, usiłując uchwycić mentalność tych niezwykłych ludzi. Tegoż samego dnia moje plany, ułożone w kalendarzu spotkania rozmyły się jak mydlana bańka.
Sytuacja zmieniła się diametralnie i nic już nie było pewne. Oto od początku mojej wyprawy prowadzę projekt o ludziach Izraela-to fakt, ale w czasie konfliktu ostrzału, wojny, strachu i niepewności. Jak tym razem rozwinie się sprawdzany wielokrotnie scenariusz? Bo w przypadku konfliktu izraelsko-palestyńskiego przeróżne scenariusze były przerabiane wielokrotnie. W pierwszych dniach jestem przygnębiona. Nie za bardzo wiem jak się zabrać do pracy. Nie chcę i nigdy nie chciałam być konrespondentką wojenną. Zupełnie naturalnie, szybko się przebranżawiam. Moje chcenie niewiele ma tu do rzeczy.
Dowiaduje się od Izraelczyków, że ostatnia, tak poważna sytuacja miała miejsce dwa lata temu. Bo trzeba wiedzieć, że Izrael jest ostrzeliwany przez Hamas z teritorium Gazy regularnie. Od początku bieżącego roku do 1 lipca na Izrael spadło ok 400 rakiet. W ciągu ostatnich dwóch tygodni 1300…Łańcuch przyczyn i zawiłości w interpretacji tego, co się robi a czego nie, żeby osiągnąć pokój jest tak długi, że prawdopodobnie sami Izraelczycy i Palestyńczycy mogą się pogubić. A może powinnam mówić za siebie.
Zamiast jeździć po Izraelu i robić wywiady z pisarzami, biznesmenami, artystami, religijnymi i tradycyjnymi Żydami wsiadłam w samochód znajomego z izraelskiej ortodoksyjnej TV i pojechaliśmy do Sderot. Miasteczka usytuowanego najbliżej granicy z Gazą robić wywiady ze zwykłymi ludźmi, w niezwykłej sytuacji. Izraelczycy mawiają, że Sderot jest oddalone od Gazy o jakieś 15 sek…tyle czasu mają mieszkańcy na schowanie się do schronu.
Ale wracam do mojego znajomego dziennikarza w kipie. Oczywiście nie obyło się bez pierwszej wojenki kulturowo-religijnej. Kiedy mój znajomy widzi mnie wychodzącą z mieszkania, zaczyna krzyczeć. – Czy Ty oszalałaś? Musisz się przebrać! Masz ubrać długą spódnicę i bluzkę zakrywającą ramiona…:/ Tam będą religijni ludzie! To nieprofesjonalne i niedozwolone! Z urażoną dumą freelancerki wracam do mieszkania, żeby się przebrać w "koszerną" spódnicę. Zaakceptowano. No sami widzicie, że nie przywykłam do pracy na froncie wojennym ani religijnym.
Jedziemy do Sderot. To moje pierwsze zetknięcie się z rakietami, wybuchami. Jedyne wybuchy, które znam ze swojego doświadczenia to wybuchy fajerwerków w sylwestrową noc. Jadę, nie wiedząc na co się narażam. Jeszcze nie widziałam ani nie słyszałam wybuchających nad głową rakiet.
Słyszałam o rakietach, które są zestrzeliwane przez tajemniczo brzmiący Irone Dome. To sprawia, że wchodzę nieco odrealniona w to doświadczenie. Co mam na myśli? Z jednej strony rakiety wystrzeliwane z Gazy mają zaaplikowane przykładowo 90kg materiałów wybuchowych. Lecą z jednoznaczną intencją zabicia cywili. Rzeczywistość jest taka, że niemal 90% z nich jest skutecznie zestrzeliwana zawczasu. Myślę sobie…statystyki są po mojej stronie. Nic złego nie może się stać. Najwyżej pobiegnę do jakiegoś schronu. Czyli taka wojna i wojenka jednocześnie.
Zatrzymujemy się w fabrice farb Denber, gdzie przed dwoma tygodniami prosto w budynek trafiły dwie rakiety. Fabryka niemal całkowicie spłonęła. Na szczęście nikt nie zginął. Straty liczone są na 10-15 mln szekli. A! Czyli te rakiety jednak czasem spadają. Przechodzą mnie ciarki, adrenalina robi swoje. Kamera włączona, właściciel fabryki opowiada jak to było. Nagle nad nami rozlega się huk dwóch wystrzelonych rakiet. Wprost nad naszymi głowami. Nie usłyszeliśmy nawet syreny. Nie zdążyliśmy. Sderot jest tak blisko, że czasem nie usłyszysz syreny, a już słychać wybuch. Mamy szczęście. Iron Dome działa. Przebywający ze mną inni dziennikarze oddychają z ulgą…Oddech ulgi nie wystarcza. Zaczynam się trząść. Mam ciarki z góry na dół. Atak trwał może minutę, a ja dochodzę do siebie przez kolejnych 15…Przestrach, lęk i automatycznie włączony tryb „walcz albo uciekaj“ jest bardzo kosztowny. Ciało jest gotowe do ucieczki. Mija kilka chwil zanim wracam do normy. Czyli tak to wygląda…Wydaje mi się, że ludzie nie rozumieją, że gdyby nie to, że Izrael posiada bodajże najlepszą na świecie maszynerię przeciwrakietową Izrael byłby dziś cmentarzem. Nie przesadzam. Tylko dlatego, że do tej pory system obronny działa skutecznie, ludziom się wydaje, że to taka „wojenka“. Abstrakcja i nic takiego.
Myślałam w ten sposób, kiedy przyjechałam do Izraela. Jednak rzeczywista obecność i możliwość przeżycia tego razem z Izraelczykami spowodowała, że dotarło do mnie, iż niezależnie od rezultatu, ponad 150 rakiet dziennie leci z Gazy po to żeby zabić. Nie mam co do tego wątpliwości. Innym pytaniem jest czemu Hamas kontynuuje ofensywę, która jest nieskuteczna z punktu widzenia ich celów. Najprawdopodobniej zależy im na wywołaniu IDF (Israel Defence Forces) na tzw. „pojedynek“. Bo żadne państwo na świecie nie pozwoli sobie na to, żeby sąsiedni kraj prowadził regularny ostrzał jego terytorium. To kwestia dumy. Zapewnienia obywatelom bezpieczeństwa i utrzymania pozycji silnej państwowości. Na polityce się nie znam. Mówię o tym, czego doświadczam i nie rozumiem dlaczego ktokolwiek musi doświadczać czegoś takiego. Zarówno po izraelskiej jak i palestyńskiej stronie. Poniżej krótki materiał ze Sderot.
Jedziemy dalej. Wizytujemy ośrodek edukacyjno-rozrywkowy dla dzieci w Sderot, zbudowany przez Fundację JNF (Jewish National Fund). Tu dzieci ze Sderot mogą czuć się bezpiecznie. Pomieszczenia są zaprojektowane tak, by w razie strzału, budynek nie odniósł większych szkód. Dzieci mogą tu przychodzić codziennie i być po prostu dziećmi. Zapomnieć na chwile o wojnie i uciekaniu do schronu. Rozmawiam z jedną z dziewczynek przez tłumacza. Idiotycznie pytam, czy się boi rakiet, ile razy w nocy biegnie do schronu. 5-letnia dziewczynka odpowiada, że właściwie to śpi w schronie z mamą…
Kolejnym punktem wycieczki jest Beer Shewa. Tam z kolei odwiedzamy ośrodek adaptacji dla Żydów, którzy przybywają z Etiopii do Izraela na zasadzie prawa powrotu czyli tzw. aliji. Cudowne, piękne dzieci. Przyjeżdżają całymi rodzinami, czasem samotne matki z dziećmi, a czasem same dzieci... W trakcie rozmowy, znowu alarm. Wywiad z dyrektorem placówki kręcimy już w schronie…
Innym razem, wspólnie z Helping Hand Coalition jedziemy do Ashkelon zrobić wywiad z rzecznikiem prasowym Libi Vice z IDF (Israel Defence Forces). W tych dniach Iron Dome jest bohaterem nr 1. Wszyscy na niego liczą, wielu o nim słyszało, ale niewielu wie jak działa. Postanawiam zaspokoić swoją ciekawość. Udaje nam się wjechać na teren bazy. Z daleka widać niepozorne dwie baterie. Spodziewałam się artylerii niczym centrum badań NASA. A tu w szczerym polu dwie baterie i jedna buda. W tej budzie siedzą specjaliści obsługujący Iron Dome. Zasada jest prosta. Na ekranie komputera jest radar. Radar wychwytuje wystrzelone rakiety z Gazy. Precyzyjnie oszacowuje kierunek jej lotu. W oszacowanej strefie rozlega się syrena. Ludzie mają od 15 sek na południu do 2,5 minuty na północy Izraela na udanie się do schronu. W międzyczasie w bazie Iron Dome podejmowana jest decyzja odnośnie zestrzelenia rakiety bądź nie. Zostaje zestrzelona w powietrzu zawsze wtedy, gdy zagrożona jest ludność cywilna. Jeśli rakieta leci w kierunku pustyni, albo dużej połaci ziemi – decyzją jednego z żołnierzy, rakieta „swobodnie“ uderza w ziemię. Pytam Libi, ile lat mają żołnierze obsługujący maszynerię przeciwrakietową. Odpowiedź mnie szokuje. Nasz eksperci mają od 19 do 25 lat…
To mnie zadziwia najmocniej. Młodzi ludzie w wieku 18 lat idą do armii na 3 (mężczyźni) lub 2 lata (kobiety). Mają poważne obowiązki, zadania, ćwiczenia. Nic nie jest na niby. Ojczyzna jest w stanie konfliktu od kilkudziesięciu lat. Tu nikt sobie nie robi z wojska żartów. „Dzieciaki“ w wieku 19-20 lat zbierają doświadczenie i pełnią obowiązki jak całkowicie dorośli ludzie. Wychodzą z wojska z umiejętnościami, których ich rówieśnicy z Europy mogą tylko pozazdrościć.
Spotykam różnych Izraelczyków na swojej drodze. Niemal wszyscy z wyjątkiem jednego (zagorzałego pacyfisty o lewicowych poglądach, którego ) są dumni ze swojego kraju. Nie wyobrażają sobie unikania służby. Więcej, w tych dniach wielu z nich deklarowało chęć wzięcia udziału w operacji z własnej inicjatywy. Chcą mieć swój wkład w obronę państwa. Słyszałam też jak 16-17 letni uczniowie jednej ze szkół nie mogą się doczekać, kiedy pójdą do wojska. Jest to fascynujące z punktu widzenia praktyczności edukacji. Co mam na myśli?
W tym samym momencie, kiedy studenci z Polski chodzą na wykłady na uniwersytetach, czytają książki, prowadzą teoretyczne dyskusje, siedzą godzinami w pubach, celebrując tzw. studenckie życie, Tacy sami młodzi ludzie w Izraelu mają praktyczną szkołę życia. Pracują w zespołach, wykonują zadania, rozkazy, współpracują z dowódcą, z rówieśnikami, z innymi jednostkami wojskowymi. Rozwijają umiejętności społeczne i komunikacyjne. Obsługują skomplikowane programy komputerowe, radio i pracują w zespołach. Jednym słowem, zanim posiądą teoretyczną wiedzę, uczy się ich praktyki. W Europie jest odwrotnie.
Zanim zostaną skierowani do poszczególnych jednostek biorą udział w szeregu różnych testów. Sprawdza się ich predyspozycje, umiejętności i talenty. To nie jest czarna masa rekrutów. Tu rekrutacja trwa kilka tygodni. Celem jest dopasowanie psychologiczne, sprawnościowe i intelektualne do konkretnej misji. Patrząc z zewnątrz może to trochę przerażać, ale trzeba pamiętać, że Izrael to państwo broniące swojego prawa do istnienia od ponad 66 lat. Zupełnie inna mentalność. Inne wartości. Nas Polaków w obecnych czasach nikt nie pyta o prawo do istnienia. Po prostu sobie żyjemy. Nikt tego nie kwestionuje. W przypadku Izraela jest inaczej.