Muszę się z Wami czymś podzielić! Otóż robiłam dziś za tzw. „Shabbat gojkę”. Na recepcję tuż przed zmierzchem w piątek zadzwonił Pan Mordechaj. Chce pokój, cena nie gra roli, byle szybko i na pewno. Niecałą godzinę później, w lobby hotelu pojawia się wysoki, wysyszony religijny Pan. Pan Mordechaj jest ortodoksyjnym Żydem, takim, co to z pejsami, jarmułką, czarnym, wytartym płaszczem. Wszystko dziś było nie po myśli Pana Mordechaja…nie zdążył na Shabbat do Jerozolimy, musiał przenocować w naszym „niekoszernym” i rozpustnym hotelu, do którego już po zmierzchu musiał przyjechać samochodem, a do tego chciało mu się pić, jeść i w ogóle jakoś ogarnąć z tym wszystkim. I powstał dylemat…w Szabat ortodoksyjnym nie wolno przemieszczać się żadnym transportem, nie wolno dotykać pieniędzy, ani kart kredytowych. Nie wolno włączać i wyłączać urządzeń elektrycznych itd. A tu Pan Mordechaj kawy by się napił…coś by posłuchał w telewizji, światło przed snem zgasił….coś by się zjadło. Zatroskany z początku, Mordechaj jak dowiedział się, że ma „na pokładzie” Gojkę, czyli mnie, prawie podskoczył z radości i od razu się rozchmurzył. Zaraz po rozchmurzeniu według zwyczaju zaczął, nie-wprost poprosić, bym zrobiła za niego to, czego on sam w Szabat nie powinien. (Nawet jeśli znajdzie się w okolicy ortodoxa taki goj jak ja, prośby trzeba formułować nie wprost jak na przykład:”coś tu za gorąco”…i wtedy wiadomo, że chodzi o włączenie klimatyzacji). I tak zażyczył sobie z Mini Baru dwa snikersy, mleczko migdałowe, pringles i 4 filiżanki kawy. Dobry co?;) Włączyłam też telewizor, który przykrył ręcznikiem żeby nie było, że tak ogląda „na całego”, tylko tak troszkę, a przed snem poprosił o wyłączenie światła. Szkoda, że jeszcze nie poprosił o buzi na dobranoc;) Dziś, sama do niego poszłam i wybraliśmy się na zakupy, przed którymi wrzucił mi gotówkę do kieszeni, żeby nikt go później nie widział, jak płaci w sklepie. I powiem Wam, że polubiłam tego dziwnego Pana, mimo, że nie brał prysznica od kilku dni, mówił cicho i niewyraźnie, zachowywał się dziwnie, próbując jakoś przeżyć w dosłownej miejskiej dżungli podczas Szabatu, który zwykł spędzać z rodziną, gdzie o wiele łatwiej jest przestrzegać rytuałów. Nawet, gdy nikt nie patrzył, chciał postępować jak mu nakazuje religia. Można oceniać czy to praktyczne, czy racjonalne, użyteczne itd. Był dla mnie miły i wdzięczny, a ja w moim nowym hotelu wreszcie mogę traktować wszystkich gości indywidualnie według potrzeb a nie procedur, bo to hotel butikowy. Moi koledzy z pracy byli nim zniesmaczeni, bo nowocześni – liberalni nie lubią się z ortodoksami, więc oczywiste, że nie płoną miłością, a dla mnie to niesamowite zderzenie kulturowe, nowe doświadczenie, nowe wrażenia, materiał do przemyśleń. Nie mam też żadnych powodów żeby czuć się gorzej, jak niektórzy mogą sądzić. Miło było to przeżyć, zobaczyć jaki taki religijny człowiek próbuje „grać” z zakazo-nakazami” , jednocześnie usiłując zapewnić sobie podstawowe potrzeby i zwyczajnie przetrwać ten Szabat najlepiej jak mógł w niesprzyjających okolicznościach. Dobranoc i miłego tygodnia!