Wydawałoby się, że 5 lat to niewiele ale to chyba zależy od tego, na jaki okres życia one przypadają. Ostatnich 5 lat mojego życia to ogrom zmian, przemian, nauki nowych ról życiowych, zmian fizycznych i na pewno zmian w mojej osobowości, która dzięki przebywaniu w odmiennej kulturze w pewnych aspektach zyskała dodatkowe wartości a w innych ubyło jej z tego, co lubiłam w sobie wcześniej. Ten skok na głęboką wodę wielu ludzi nazywa odwagą, podczas gdy bardziej bliskie prawdy jest zwyczajne zauroczenie, które nie ma nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem:)
Dziś chciałabym się pochylić nad tym, czego się nauczyłam w trakcie tych szalonych pięciu lat na styku kultur. Zatem czego nauczyłam się przez tych 5 lat?
Nowy język nowe horyzonty intelektualne
Jednym z największych swoich sukcesów (zupełnie niezasłużonych bo nabytych w sposób automatyczny i bez nakładów pracy) uważam posługiwanie się językiem hebrajskim i początek rozumienia niuansów i kodów kulturowych ukrytych w słowach, powiedzonkach czy dowcipach w języku hebrajskim. Otworzył się przede mną zupełnie nowy świat znaczeń, czasem poezji w codziennym użyciu, których nie znałam z języka polskiego i polskiej kultury. Możliwe, że też ich nie dostrzegałam.
Moim ulubionym przykładem takiej poezji w języku hebrajskim jest określenie, na kogoś kto się nawrócił na drogę wiary. W języku hebrajskim do określenie to „lahzor betszuwa” czyli „powrót z odpowiedzią” lub „poznanie prawdy”, „znalezienie odpowiedzi na pytania”. Osoba, która z kolei porzuciła ścieżkę wiary określa się mianem „lahzor beszeela”, czyli na odwrót „powrócić do pytań”. Jak wiele znaczeń jest zawarte w tych dwóch słowach? Dla mnie to rodzaj poezji językowej, którą bardzo w języku hebrajskim lubię.
Nie trzeba daleko szukać innych przykładów: na powitanie Izraelczycy mówią sobie „Shalom” czyli „Pokój’, co w bieżącej sytuacji politycznej brzmi jak zaklinanie rzeczywistości. Co ciekawe arabskie „Salam Alejkum” znaczy dokładnie to samo „Pokój z Wami”, które także jest powitaniem. Jak to wiele mówi o miejscu i historii, w której przyszło nam tutaj żyć?
Możliwość zrozumienia tutejszych sitkomów czy kabaretów otworzyło przede mną kolejną możliwość wejrzenia w dusze Izraelczyków, w myśl zasady „powiedz mi z czego się śmiejesz, a powiem Ci kim jesteś”. Izraelskie kabarety jak „Eretz Neederet”, „Haparlament”, „Ramzor” czy „Haisraelim” dają możliwość głębszego wejścia w tutejszy świat niż niejedna opasła analiza historyczno - kulturowo - polityczna. Od jakiegoś czasu mogę się śmiać otwartym śmiechem, bo wreszcie je rozumiem. Zyskałam nowy kod kulturowy, który nie da się opisać, wytłumaczyć dosłownie. Rozumiem „między słowami” i to po hebrajsku! To ogromna przyjemność.
Depresja cenowa
Właściwie od pierwszych dni w Izraelu nauczyłam się patrzeć na ceny. Czasem ze łzami w oczach, czasem ze złością. Obojętnie od tego jak długo wpatrywałam się w cenę sera żółtego, który od zawsze był podstawą mojej diety cena ani drgnęła. Ceny w Izraelu powalają Cię bez sentymentów. Szczególnie drogie jest jedzenie. Drogie do takiego stopnia, że mimo, iż do osób przesadnie oszczędnych nie należę, zeszło mi parę miesięcy, żeby drążącą ręką załadować 200g sera za 25 NIS do koszyka. Właściwie wszystko, co jest jedzeniem kosztuje. Wędliny, sery, mięso, o luksusie ryby nie wspominając. W Polsce nie żyłam na bogato, ale jakoś nigdy nie analizowałam cen produktów które lubiłam i jadłam na co dzień. W Izraelu trzeba zaimplementować szereg strategii, żeby nie pójść z torbami. Oczywiście z czasem zaczęłam pracować i pamiętam jaka byłam szczęśliwa z 5500 NIS pierwszej wypłaty pracując po 10 godzin dziennie jako kelnerka w jednym z Tel Awiwskich hoteli. Nie mogłam napatrzeć się na czek ???, (swoją drogą przyjmowanie zapłaty w czekach także jest czymś czego nie stosujemy w Polsce). Błyszczące 5500 NIS jak się szybko okazało to niewiele więcej niż minimalna pensja w Izraelu. Ale od czegoś trzeba było zacząć i w tamtych dniach byłam niezmiernie szczęśliwa z pierwszych pieniędzy zarobionych na tzw. obczyźnie, bez języka, bez doświadczenia ale za to z uśmiechem i urokiem osobistym, o którego istnieniu dowiedziałam się dopiero w Izraelu. Do dziś ceny przerażają mnie nie mniej. Już nie wydziwiam nad półkami z serami, chociaż ser camembert czy brie nadal jadam jedynie w Polsce, ponieważ wciąż nie ma we mnie zgody na pełną przyjemność zjedzenia sera za 40 NIS za niewielką kostkę. Niezwykle kosztowny jest także wynajem mieszkania czy dzienna opieka dla dzieci w wieku 0-3 lat pod nazwą „gan prati”, czyli prywatny żłobek. W wieku od 0-3 lat wszystkie żłobki są odpłatne i kosztują często większość minimalnego wynagrodzenia. Od 3 roku życia można zapisać dziecko to przedszkola państwowego, które jest o połowę tańsze, co znaczy ….nadal jest odpłatne. Jeśli rodzina posiada dwójkę lub więcej dzieci rodzice muszą oboje pracować na dobrych wynagrodzeniach by pozwolić sobie na żłobki, mieszkanie czy wyżywienie. Jak powszechnie wiadomo izraelskie czy żydowskie rodziny inwestują w dzieci i uwielbiają wielodzietne rodziny, wychodząc z założenia, że pieniądze jakoś się znajdą. I jak pokazuje mnóstwo historii z mojego otoczenia - często się jakoś znajdują.
Od pierwszej chwili w Izraelu nauczyłam się ciężko pracować. I kiedy piszę „ciężko” nie jest to bynajmniej pretensja a panujący tutaj etos pracy. Wszyscy pracują po kilkanaście godzin dziennie, rzadko można spotkać ludzi egzekwujących tzw. work - life balance. Dopiero w Izraelu widziałam konkretną zależność między pracą a wynagrodzeniem. Z mojego doświadczenia wynika, że ludzie pracowici zawsze znajdą możliwość, by zarobić godziwe pieniądze jeśli tylko chcą. Izraelczycy zawsze myślą o kolejnej możliwości zarobienia. Dobrym przykładem jest mój teść pracujący przez 6 dni w tygodniu od 30 lat. Sam jest w wieku ponad 70 lat. Nie wyobraża sobie życia bez pracy. Od starszych ludzi słyszałam, że dzisiejszy 5 dniowy tydzień pracy to luksus, którego oni w młodości nie mieli pracując po 6, czasem 7 dni w tygodniu.
„Karaluchy kapciem w locie „
Przez dłuższą chwilę myślałam, że te obrzydliwe, brązowe, podłużne, nieprzyzwoicie zwinne istoty to jakiś specyficzny gatunek żuków, właściwy dla tej szerokości geograficznej. I żałuję, że ktoś już na początkowym etapie szybko wyprowadził mnie z błędu. Kochana - to? - to są K…a…r…a…luchy! - Karaluchy? Przecież karaluchy są tam, gdzie jest bardzo, bardzo brudno, a tu nie jest aż tak źle - odpowiedziała zaskoczona imigrantka z dalekiej „Polski warszawskiej”.
- Nie kochana, karaluchy są tutaj wszędzie i nie ma znaczenia jak bardzo Twoja podłoga i Twoje żyjące własnym życiem tajemnicze miejsce za śmietnikiem jest wyczyszczone. To kwestia klimatu.
Dziś już wiem, że ja po prostu żyłam w szczęśliwym świecie, gdzie karaluchów nie ma, a jeśli są to w książkach dla dzieci ale te najwidoczniej do mnie nigdy nie trafiły. Pierwsze mieszkanie, w którym mieszkałam było na poziomie parteru czyli idealny przyczółek dla karaluchów. Latałam po mieszkaniu z klapkiem i próbowałam pozbyć się tego z domu. Najbardziej chciałam się pozbyć tego wzdrygnięcia obrzydzenia na widok jednego z drugim osobników. Jak pies Pawłowa uwarunkowałam się na wszelkie, niewielkie owady, poruszające się w 3 wymiarach, chociaż od kilku lat robimy co roku tzw. Risus, czyli zasypujemy mieszkanie specjalną trucizną dla karaluchów. Polega to na tym, że przychodzi Pan ze specjalnym sprzętem i maską i rozpyla trutkę w domu, głównie w rogach pokojów. Wszystkie pokoje w domu powinny być zamknięte na kilka godzin. Następnie otwiera się wszystkie okna i następnych kilka godzin wietrzy mieszkanie. W efekcie każdy karaluch jaki się przypadkiem dostanie do mieszkania ląduje „na pleckach” i zwykle znajduję je już martwe, chociaż wiem, że cierpiały przed śmiercią w spazmach. Przykre to…
Ludzie są generalnie wspierający
Kiedy zaczynałam projekt Israel Friendly, panicznie bałam się rzekomego antysemityzmu, ataków, hejtu. Właściwie zaczynając projekt na taki powiedzmy „niepopularny politycznie” temat jakim jest pozytywny Izrael byłam przygotowana na ciosy, zaczepki, w ogóle agresję ze strony ludzi. I wiecie co? antysemickie komentarze czy wulgarne treści na moim blogu i FB mogę policzyć na palcach jednej ręki!!! to był dla mnie szok! W zamian otrzymałam od ludzi niezwykłą dawkę pozytywnej energii, wsparcia, dobrych życzeń, szczerych porad, dobrych intencji. Oczywiście zdarzają się komentarze jednoznacznie agresywne lub antysemickie pod moim adresem - zwykle na Youtube, gdzie ludzie zwykli funkcjonować pod pseudonimami więc panuje zupełna samowolka i agresja słowna. Ludzie czują się bezkarni ze swoją słowną złością. Swoją drogą nie rozumiem, dlaczego Youtube nic z tym nie robi. Nie mniej jednak pozytywna energia i liczba pozytywnych informacji zwrotnych na temat moich filmików czy wpisów zbudowała wokół mnie bańkę ochronną wobec agresji i ataków. Myślę, że tylko tak jesteśmy w stanie wychodzić bez szwanku z bycia obiektem hejtów. Wystarczy mieć za sobą ludzi, którzy w Ciebie wierzą i wspierają. Wówczas łatwiej jest zaakceptować fakt, że są ludzie, którzy mają oględnie mówią c „inną opinię od nas”. Chociaż jeden nieprzychylny lub agresywny komentarz boli bardziej niż cieszy kilka dobrych to jednak jak już żal i złość przejdą zostaje przecież racjonalny argument w postaci: jest wielu ludzi, którzy myślą podobnie do mnie lub wspierają to co robię. Chyba jednak warto kontynuować?
Odmienność zdania generalnie nie jest problemem, problemem jest wyzywanie właściciela odmiennej opinii od „sprzedajnych pseudożydówek” lub zwyczajnie swojsko od „idiotek” i „k…w”. Takich komentarzy było kilka i niestety one zapadają w pamięć. Nie oznacza to jednak, że tak mój projekt został odebrany. Cieszę się i jestem nieustannie pod wrażeniem jak wielu ludzi chce czytać o Izraelu i dla nich robię to co robię. Media generalnie lubią kreować rzeczywistość złożoną jedynie z negatywnych zdarzeń. Lęk i szok lepiej klikają się niż przykłady kooperacji, sympatii i ludzkiej życzliwości. Lubimy analizować psychikę ludzi chorych psychicznie, szaleńców, psychopatów a kogo obchodzi jak działa zwykły, życzliwy, miły umysł? No właśnie. Podsumowując byłam gotowa na porażkę, złość, agresję, hejt, zwierciadło obrzydliwej antysemickiej polskiej duszy. W trakcie 5 letniej działalności to jedynie promil reakcji, z jakimi się spotykałam. Znaczy się, albo hejterzy do mnie jeszcze nie dotarli albo jestem dla nich mało ciekawa…albo…nie jest ich tak dużo by skupiać na nich uwagę. Problem hejtu i antysemityzmu w Polsce oczywiście nie jest tematem tego wpisu, więc nie chodzi o to by zaprzeczać realnym zagrożeniom. Wypowiadam się jako właściciel strony o jednoznacznie pozytywnym zabarwieniu na temat Izraela z 5 letnim stażem. Moje doświadczenie jest bardzo pozytywne.
Izrael jest skomplikowany, a ludzie chcą jednoznacznych odpowiedzi
Na wszelkie pytania dotyczące Izraela było mi łatwiej odpowiadać na początku mojej drogi, kiedy jeszcze za przeproszeniem G…wiedziałam:) Wydawało mi się, że jak przeczytałam tuzin książek to mogę się wypowiadać na temat jacy są Izraelczycy albo jak Izraelczycy powinni dogadać się z Palestyńczykami. Strzelam sobie tym wyznaniem trochę w „kolano” ale prawda jest taka, że jak teraz słucham moich nagrań sprzed kilku lat to widzę dziewczynę tak zakochaną w swojej przygodzie, że czasem za nią tęsknię. Tęsknię za tą rumianą dziewką, która stawiała te naiwne pytania, miała misję zmieniania świata i chciała jak najszybciej rozgryźć orzech jakim jest Izrael i Izraelczycy. Po 5 latach życia w Izraelu nic nigdy już nie będzie tak różowe z jednej strony, a czarno - białe z drugiej jak wtedy. Izrael ma tak wiele barw, tak wiele wzruszających i smutnych historii, sprzecznych, czasem trudnych do ogarnięcia. Kiedy przyjechałam do Izraela wydawało mi się, że przecież przyjechałam przygotowana i oczytana. Miałam prawo się wypowiadać. Miałam. Mam prawo i teraz i teraz chcę Wam powiedzieć, że Izrael jest dla mnie większą zagadką niż tych 5 lat temu. Wtopienie się w tłum, nabycie języka i codzienne funkcjonowanie w nowej rzeczywistości zmieniło mnie w tym sensie, że na każde ostro postawione pytanie muszę dać mglistą, wielowątkową odpowiedź, by być w zgodzie z prawdą i zawsze boję się, że ludzie tracą zainteresowanie odpowiedzią zajmującą więcej niż kilka słów. Ludzie chcą wrócić z wakacji i tak jak ja kiedyś, opowiedzieć o Izraelu z najwyższym poziomem pewności. Prawda jednak jest taka, że jeśli ja chcę powiedzieć jak tu na prawdę jest, to muszę ująć to w wielu zdaniach, przytoczyć przykłady z życia za i przeciw, a kiedy już kończę widzę na twarzy moich rozmówców jeden wielki znak zapytania mówiący:- Czyli generalnie „czarne jest białe tak? Albo Czarne generalnie to czarne nie? - Nieeeeee, no właśnie nie!!!:) Jest jednocześnie i czarne i białe i szare i czasem nawet zielone…i tak w kółko.
Tak wyglądają od jakiegoś czasu moje rozmowy ze znajomymi z Polski, kiedy mamy więcej czasu na wymianę zdań. Mając doświadczenie zaledwie tych 5 lat oraz usiłowanie poszukiwania prawdy odpowiedź nigdy nie jest oczywista. I martwię się, że już nigdy nie będzie. Bo kto będzie mnie czytał, kiedy nie będzie jasnych, błyskotliwych i pewnych pewności odpowiedzi? Zobaczymy. Inaczej nie mogę.
Nie zmienia to faktu, że osobiście uwielbiam tę chorą złożoność Izraela, te sprzeczności, uwielbiam analizować przyczyny i skutki, jakie doprowadziły do tego, jakim państwem i społeczeństwem Izrael jest dziś. Mam nadzieję, że za kolejnych 5 lat będę mogła Wam powiedzieć, że rozwikłałam wszystkie zagadki i już wiem naprawdę jak to tutaj działa. Niestety mieszkający tutaj 10 i 20 lat sprowadzą mnie na ziemię i powiedzą, że to niemożliwe:)
Ale czy to właśnie nie jest piękne? To wspólne poszukiwanie odpowiedzi? Ta wspólna droga? Mam nadzieję, że tak, i że pomimo naiwnego wyznania, że „wiem, że nic nie wiem” dalej będziecie ze mną sprawdzać różne interpretacje izraelskiej rzeczywistości?