top of page

Tajlandczycy - niewidzialne ofiary masakry Hamasu

Według szacunków ok 30 tysiący Tajlandczyków pracowało w Izraelu przed 7 października.

Tajlandczycy obok pracowników z innych dalekowschodnich krajów takich jak Filipiny, Indie, Sri Lanka stanowią najliczniejszą grupę tzw. imigrantów zarobkowych w Izraelu.

W czasie masakry na południu zginęło co najmniej 39 Tajlandczyków (niektóre raporty wspominają o 45 osobach), kilkanaście zostało rannych, a co najmniej 31 zostało porwanych. Tajlandczycy stanowią więc najliczniejszą po Izraelczkach narodowść, która ucierpiała w czasie największego ataku terrorystycznego Hamasu w historii Izraela. W trakcie 7 dniowego zawieszenia broni rząd Tajlandii zdołał wynegocjować zwolnienie 23 swoich obywateli. Zarówno negocjajce jak i samo zwolenienie odbywało się "po cichu", poza mediami, z centralnym udziałem Iranu ale i Malezji i, co warto podkreślić, niezależnie wobec wysiłków uwolnienia Izraelskich obywateli przy mediacji Kataru i Egiptu. Podobnie było w sytuacji obywateli Rosji, mimo iż posiadali oni także paszporty izraelskie.

Wraz kilkudniowym zawieszeniem broni w wojnie z Hamasem Izraelczycy mogli wziąć pierwszy głębszy oddech od 7 października widząc zwalnianych z niewoli zakładników - głównie dzieci, ich matki i kobiety starsze. Biorąc pod uwagę rozmach i okrucieństwo ataku Hamasu na Izrael dwa miesiące temu wielu Izraelczyków nie miało nadziei, że Ci porwani będą mogli kiedykolwiek wrócić do swojego domu. Te powitania, pierwszy uścisk z rodziną to emocje, które potrafiły przebić się przez ekran i wywołać w nas wszystkich euforię i wzruszenie, którego nie da się opisać słowami. Euforia tym większa im większa jest trauma, smutek i chaos ostatnich tygodni.

Zwolnienie i pierwsze relacje


Wysiłki dyplomacji Tajlandii spotkały się z dużym uznaniem wśród krajów Bliskiego Wschodu a także w oczach tajlandzkiej opinii publicznej. Jak podaje agencja Reuters w negocjacjach niebagatelną rolę odegrała także grupa tajlandzkich Muzułmanów. Nie są znane szczegóły, ani warunki zwolnienia. Oficjalnie mówi się, że pierwszych 10 tajlandzkich zakładników zostało zwolnionych bez żadnych warunków.

Podczas gdy na Izraelczyków przy przejściu granicznym z Egiptem czy w drodze do domów czekały tłumy na ulicach, a najbliższa rodzina w szpitalach, Tajlandczycy mogli cieszyć się nieco mniej histerycznym ale wciąż bardzo ciepłym przyjęciem zorganizowanym przez ambasadę Tajlandii, ale taże tajlandzkich i izraelskich przyjaciół.

Psycholog Daniel Porat posługujący się językiem tajskim zadbał o oprawę w duchu buddyjskim na ceremonii przywitania porwanych i relacjonował, że spotkanie było skromne ale niezwykle wzruszające. Pracownicy socjalni ze szpitala Assaf Hahoreh, gdzie zostali przetransportowani Tajscy zakładnicy bardzo szybko zorientowali się, że w tym szczególnym momencie muszą zastąpić im rodziny, których nie było w Izraelu w momencie powrotu z niewoli. Szczególnie bolesnym momentem było poinformowanie ich o zamordowanych bliskich i znajomych, o czym wielu z nich nie miała pojęcia przebywając w odosobnieniu w rękach Hamas przez ponad 40 dni.

Na ten moment uwolnieni Tajlandczycy zostali także objęci pomocą finansową z Narodowego Funduszu Ubezpieczeń na tych samych zasadach co każdy obywatel Izraela. Przy tej okazji warto także wspomnieć, że rodziny zamordowanych Tajlandczyków także otrzymają odszkodowania i rodzaj dożywotniej renty i opieki dla rodzin ofiar ataków terrorystycznych tak samo jak inni obywatele Izraela.

17 z 23 (6 osób nadal przebywa w szpitalu ze względu na gorszy stan zdrowia) uwolnionych Tajlandczyków wróciło już do swojej ojczyzny, gdzie połączyli się z najbliższymi. Rodziny relacjonowały mediom, że przez półtora miesiąca nie mieli żadnej informacji, czy ich bliscy żyją czy nie. Mieli nadzieję na cud. Na zdjęciu z lotniska w Bankoku z dnia 30 listopada można zobaczyć grupę szczęśliwych Tajlandczyków, niektórzy w T-shirtach z flagami Tajlandii i Izraela. Spośród ok 30 000 Tajlandzkich pracowników, do kraju wróciło ok 9000 osób. Reszta nadal przebywa w Izraelu i deklaruje chęć kontynuowania pracy. Minister Spraw Zagranicznych Tajlandii Pranpree Bahiddha- Nukara zapewnia, że nie ustają wysiłki, by zwolnić pozostałych porwanych.



Nie są celem, a padli ofiarą


O ile przeciętny Izraelczyk ma doświadczenie i świadomość sytuacji geopolitycznej Izraela o tyle pracownicy - imigranci z Dalekiego Wschodu nie są tak wciągnięci w nurt realiów jakimi żyje przeciętny Izraelczyk. Przyjeżdżają do Izraela pracować, nawiązują przyjaźnie z innymi Tajlandczykami i żyją w swoim gronie językowym i kulturowym. Są w pewnym sensie pozostawieni sami sobie, bez znajomości języka, często kultury i zagrożeń. Pracują ciężko w rolnictwie, by na koniec miesiąca wysłać zarobione pieniądze ubogiej rodzinie w Tajlandii. Nierzadko mieszkają także w bardzo skromnych warunkach, w karawanach czy kontenerach. Nie są oni stroną konfliktu, nie śledzą wiadomości, a jednak padli ofiarą okrucieństwa terrorystów z taką samą mocą jak inni obywatele Izraela. Świadkowie relacjonowali, że w trakcie mordów i ataków usiłowali pokazywać terrorystom swoje paszporty, by wyjaśnić, że nie są tymi ofiarami, których szukają. Bezskutecznie. W zeszłym miesiącu izraelski wysłannik przy ONZ pokazał Zgromadzeniu Ogólnemu wideo, na którym widać jak terrorysta odcina głowę tajlandzkiemu rolnikowi, co spotkało się z oburzeniem Tajlandzkiego Ministra Spraw Zagranicznych.

Pobyt w niewoli z pewnością odbił się na stanie zdrowia porwanych psychicznym i fizycznym. Zarówno Izraelczycy jak i Tajlandczycy przetrzymywani w niewoli przez półtora miesiąca stracili znacząco na wadze. Karmiono ich niewielką ilością ryżu, a jeden z uwolnionych Tajlandczyków powiedział mediom, że jadł papier toaletowy by zagłuszyć głód. Jeden z nich przebywał przez ten cały czas zupełnie sam, inni byli w grupach z Izraelczykami. Tajlandzczy porwani opowiadają także, że stosunek bojowników Hamas do Izraelczyków był znacznie gorszy niż do nich. Oficjalne wystąpienia urzędników Tajlandii dotyczące warunków niewoli i stosuku Tajlandii do faktu, że Hamas zamordował ponad 40 ich obywateli są co najmniej enigmatyczne, co zapewne ma ścisły związek z faktem, że uwolnienie Tajlandzkich zakładników odbywa się za pomocą kontaktów wspomnianych wcześniej Muzułmanów Tajkich z Iranem i Hamasem bezpośrednio.



brakujące zdjęcia zamordowanych obywateli Tajlandii na stronach z listą ofiar

Dr. Yahel Kurlander to izraelska naukowiec specjalizująca się w temacie imigrantów zarobkowych w Izraelu i jak sama mówi 7 października musiała dosłownie wyjść ze swojej pozycji naukowca i ruszyć na pomóc grupie, o której tak wiele wie i, o której prawa od wielu lat walczy. Na początku szczególnym wyzwaniem było ustalenie tożsamości zamordowanych, zaginionych i porwanych. Oficjalnie w okolicy zgłoszonych było ok 5000 pracowników z Tajlandii, a przypuszczano, że dodatkowo ok 1000 osób pracowało nielegalnie "poza radarem" urzędów. Po zwolnieniu 23 Tajlandzkich porwanych okazało się, że 3 osoby nie widniały na żadnej ze pozyskanych oficjalnych i nieoficjalnych list. To oznacza, że nadal istnieje ryzyko, że w wśród porwanych i zaginionych są osoby, których danych nie ma nigdzie w systemach. Trzeba przypomnieć, że w Izraelu wciąż używa się określenia "porwani i zaginieni", ponieważ do dnia dzisiejszego nie otrzymano żadnej listy zakładników znajdujących się w rękach różnych organizacji w Gazie. Nadal identyfikowane są szczątki ofiar w kilkunastu miejscach masakry.


W pierwszych dniach po paraliżującym szoku urzędy państwowe zaskoczone skalą kryzysu nie miały protokołu i strategii działania, co spotkało się z ogromną krytyką społeczeństwa. W dwa miesiące po tragedii można powiedzieć, że sytuacja się unormowała i coraz więcej inicjatyw jest już w rękach państwowych. Najtrudniejszy egzamin z człowieczeństwa i funkcjonowania w skrajnych warunkach zdali zwykli ludzie, którzy rzucili się na pomoc w każdej dziedzinie życia po 7 października. Nie inaczej było w przypadku Tajlandzyków. Trzeba było nawiązać kontakt z członkami rodzin z Tajlandii, zrekrutować tłumaczy, psychologów, skompletować listy formalnych i nieformalnych list pracowników. Przy całkowicie oddolnej inicjatywie udało się nawiązać współpracę z tłumaczami z kraju i z Tajlandii, z psychologiami z Bankoku, którzy zgodzili się udzielać pomocy psychologicznej obywatelom Tajlandii po ataku 7 października przez okres roku.

Zgodnie z prawem imigracji zarobkowej w Izraelu imigranci zarobkowi nie mogli przebywać w Izraelu z członkami rodzin. Wizy dla imigrantów z Tajlandii są wydawane tylko dla osób pracujących, dlatego bardzo dużym wyzwaniem była w ogóle identyfikacja ciał. W wielu przypadkach konieczna była identyfikacja na podstawie DNA. Za pomocą firmy z Stanów Zjednoczonych udało się stosunkowo szybko analizować próbki DNA i nadawać imiona ofiarom.


Skąd tak dużo Tajlandczyków w Izraelu?


Tajlandczycy pracują w Izraelu głównie w sektorze rolniczym. Państwo wydaje specjalne wizy pracownicze na podstawie porozumienia regulującego prawa i obowiązki pracowników z Tajlandii podpisannego między państwami w 2011 roku (choć Tajlandczycy przybywają do pracy w rolinictwie od wczesnych lat 80 tych). Szacuje się, że w samej tylko stefie rolniczej przy Strefie Gazy pracowało ok 20 000 pracowników - Palestyńczyków z Gazy, Tajlandii i innych państw Dalekiego Wschodu. W tej chwili izraelskie rolnictwo zmaga się z ogromnym niedostatkiem pracowników, który na razie symbolicznie "łatają" wolontariusze z całego kraju, którzy codziennie za pudełko z warzywami zrywają owoce i warzywa z drzew, by nie dopuścić do większych strat. Wiem także o kilku osobach z Polski, które na własne życzenie po wybuchu wojny wyjechały do Izraela pomóc w sezonie zbiorów.

Izrael będzie musiał zitensyfikować swoje wysiłki, by z powrotem zachęcić zagranicznych pracowników do pracy na izraelskich polach. Tajlandczycy w większości nadal wyrażają gotowość do pracy w Izraelu, jednak potrzeby są znacznie większe i być może skorzystają na tym wzroście popytu na pracę walcząc o lepsze wynagrodzenia, poprawę warunków życia oraz prawa socjalne, które do tej pory były przemilczane.


Przy tej okazji warto dodać kilka słów także o perspektywach ekonomii palestyńskiej, która także otrzymała cios w samo serce. W latach względnego spokoju w Izraelu pracowało między 120 - 150 tysięcy Palestyńczyków z Zachodniego Brzegu oraz między 15 - 20 tysięcy Palestyńczyków z Gazy na specjalnych pozwoleniach. W obecnych realiach ich powrót do pracy na izraelskich polach i budowach wydaje się bardzo odległy. Tym bardziej, że potwierdzono, że kilku terrorystów, którzy 7 października dopuścili się krawego i sadystycznego pogromu na ludności cywilnej w kibucach posiadali właśnie pozwolenie na pracę w Izraelu. Poziom lęku i niepewności Izraelczyków jest więc w zenicie i wątpię, by w najbliższych miesiącach czy nawet latach Izrael powrócił do poprzedniej polityki. Dlatego bardzo możliwe, że niedługo zobaczymy u siebie jeszcze więcej zagranicznych pracowników, którzy zasilą braki kadrowe w kryzysowych branżach.




Nie ma wyjaśnienia dla zbrodni dokonanej na narodzie żydowskim, arabskim (ofiarami masakry jest także 24 Arabów, w tym 19 Beduinów) a także bezrefleksyjnie na narodzie tajlandzkim z taką brutalnością i sadystycznym wyrafinowaniem.

Jest wiele argumentów po drugiej stronie konfliktu, które do mnie trafiają i od dwóch miesięcy jako matka dwójki dzieci i osoba wysokowrażliwa nie śpię normalnie i nie potrafię się odciąć i obrać jedynie słusznej linii myślenia, przez co nie za bardzo mam z kim rozmawiac. Nie mam jednak poczucia, że mogę liczyć na podobną empatię i zrozumienie po drugiej stronie narracji.

Współpracuję w turystyce z Palestyńczykami z Zachodniego Brzegu i kiedy 7 października (jeszcze przed jakąkolwiek odpowiedzią Izraela) przeczytałam post jednego z nich na Facebooku zrozumiałam, że gdybym to ja była w jednym z tych domów nie zrobiłoby to mu różnicy. Moja śmierć byłaby uzadaniona, bo żyję w Izraelu. I to jest granica mojej emptaii. Tu patrzę na sprawę już osobiście a nie teoretycznie czy z perspektywy bezpiecznego kraju w innym miejscu na ziemi.




źródła:







0 komentarzy

Comentarios


bottom of page